Przemysław Tejkowski od ponad dekady jest związany z mediami publicznymi. Jego kariera zawodowa zawsze była w pewnym stopniu uzależniona od losów Prawa i Sprawiedliwości. Pierwsza szansa na karierę w mediach publicznych pojawiła się przed nim pod koniec 2009 roku, gdy PiS miało większość w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Tejkowski został wówczas powołany do zarządu Telewizji Polskiej. Był nawet brany pod uwagę na stanowisko prezesa, jednak ostatecznie przegrał z Janem Borowskim.
W 2010 roku PiS straciło władzę w KRRiT, a Tejkowski został zawieszony w obowiązkach. Wkrótce potem stracił stanowisko w zarządzie TVP. Tejkowski powrócił do mediów publicznych na początku 2016 roku, gdy PiS wygrało wybory parlamentarne. Nowa władza wprowadziła wówczas tzw. małą ustawę medialną, która oddawała obsadę kierowniczych stanowisk w publicznych mediach w ręce ministra skarbu.
W styczniu 2016 roku minister skarbu Dawid Jackiewicz powołał Tejkowskiego do rady nadzorczej TVP. Już w lutym Tejkowski został szefem Radia Rzeszów. Jako prezes Radia Rzeszów Tejkowski prowadził politykę zgodną z linią PiS. Rozgłośnia stała się jednym z głównych propagatorów rządowej narracji. W 2019 roku został powołany na stanowisko dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. W nowej roli Tejkowski kontynuował politykę stronniczości w informowaniu.
Przyjaźń z Joachimem Brudzińskim
Jedną z kluczowych kwestii jest przyjaźń Tejkowskiego z Joachimem Brudzińskim, jednym z najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Obaj panowie poznali się w dzieciństwie i pozostają w bliskich relacjach do dziś. Brudziński, będąc szefem resortu spraw wewnętrznych i administracji, a następnie ministrem koordynatorem służb specjalnych, wielokrotnie wspierał zawodowe przedsięwzięcia swojego przyjaciela. Tejkowski prowadził między innymi kampanię wyborczą PiS w 2015 roku, a także został powołany na członka rady nadzorczej spółki Polskie Radio.
Oczywiście nie można wykluczyć, że sukces Tejkowskiego to wynik jego własnych kompetencji i ciężkiej pracy. Aktor ma na swoim koncie wiele ról teatralnych i filmowych, a także wyreżyserował kilka spektakli. Niemniej jednak jego polityczne zaangażowanie może być dodatkowym atutem w świecie mediów.
Czy to sprawiedliwe?
Niektórzy krytycy zarzucają Tejkowskiemu, że jego awanse to efekt nepotyzmu i braku przejrzystości. Podkreślają, że aktor nie ma odpowiedniego wykształcenia ani doświadczenia w mediach, aby piastować tak wysokie stanowiska.
Tejkowski po objęciu radiowych rządów w lutym 2016 r. szybko wymienił dyrektora programowego. Wkrótce zaczęły się polityczne naciski. - To było sekowanie ludzi. Jak się powiedziało coś nie po myśli, od razu był telefon - wspomina Dorota Borcz, wieloletnia dziennikarka i szefowa związku zawodowego w Radiu Rzeszów, cytowana przez Onet.pl Obecnie jest już na emeryturze, ale w 2016 r. pracowała w newsroomie, a więc "na newralgicznym odcinku".
Najpierw PiS, o WOŚP ani słowa
Jeden z największych polskich portali internetowych Onet.pl opublikował w poniedziałek wypowiedzi byłych pracowników rzeszowskiej rozgłośni z opisami sytuacji, dot. cenzury i mobbingu. Jedną z osób, z którymi rozmawiali dziennikarze tego medium jest Dorota Borcz, wieloletnia dziennikarka i szefowa związku zawodowego w Radiu Rzeszów. - Tejkowski po objęciu radiowych rządów w lutym 2016 r. szybko wymienił dyrektora programowego. Wkrótce zaczęły się polityczne naciski. - To było sekowanie ludzi. Jak się powiedziało coś nie po myśli, od razu był telefon - wyjaśnia kobieta. - Do radia przestały przychodzić niektóre gazety. Prezes nawet tego nie tłumaczył, po prostu nam to pozabierał. Chciał, żebyśmy brali informacje tylko z IAR-u (Informacyjnej Agencji Radiowej - przyp. Onet), który szybko został zdominowany przez obecny układ polityczny - opowiada Onetowi Borcz.
Emerytowana dziennikarka wspomina też "nacisk, żeby niezależnie od kontekstu, zawsze zaczynać informacje od PiS-u". Borcz opisuje też przypadki, gdzie jeden z dziennikarzy wspomniał w serwisie informacyjnym o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i zacytował w tym kontekście wypowiedź Hanny Zdanowskiej, prezydent Łodzi z Platformy Obywatelskiej. - Prezes natychmiast zadzwonił do redakcji. Wpadł w furię, rzucał kur**mi, sama to słyszałam. Krzyczał, że jak w ogóle śmiemy dawać coś o WOŚP-ie - opowiada Borcz.- Namiętnie słuchał radia, bo reakcje były natychmiastowe. Sprowadzał się do roli cenzora. Cenzurował praktycznie wszystko - dodaje emerytowana dziennikarka" - czytamy w Onecie. - Zawieszanie w grafiku stało się powszechną praktyką. Wcześniej to były bardzo nieliczne sytuacje. Za Tejkowskiego działo się to permanentnie - opowiada Onetowi Dorota Borcz. - Rynek dziennikarski w Rzeszowie jest, jaki jest. Ludzie są przestraszeni, kurczowo trzymają się pracy. Zachodzi efekt mrożący, wychylisz się, to dostaniesz po głowie. Przesunę cię do innej redakcji, pozbawię możliwości zarobkowania. Mnie też straszyli zawieszeniem, jeśli będę dalej relacjonowała protesty albo przytaczała wypowiedzi drugiej strony - mówi.
Onet pisze też, że w Polskim Radiu Rzeszów istnieją "nieformalne zakazy dla dziennikarzy dotyczących konkretnych polityków. Nic nie zostaje na piśmie, polecenia za każdym razem mają być wydawane ustnie. Niedozwolone miały być rozmowy z nieżyjącym już prezydentem Rzeszowa Tadeuszem Ferencem. Przed wyborami na prezydenta miasta dziennikarze mieli nie zapraszać kandydata opozycji Konrada Fijołka" czytamy w portalu. "Prezesowska cenzura dotyczy nie tylko newsów i spraw politycznych. W Radiu Rzeszów funkcjonują też "zakazane piosenki". - Istnieje nieoficjalna tzw. czarna lista przebojów, których nie można puszczać w radiu, bo prezes ich nie toleruje — opowiada nam jeden z dziennikarzy. Znajdują się na niej m.in. utwory znanego z krytyki rządu Macieja Maleńczuka czy pewnej wokalistki, która publicznie powiedziała, że dokonała aborcji. Od innego z pracowników Radia Rzeszów słyszymy, że prezes nie życzy sobie Strachów na Lachy, Pidżamy Porno i Elektrycznych Gitar, bo ich członkowie negatywnie wypowiadali się o władzy" - pisze Onet.pl.
Wśród innych osób, które straciły pracę w Polskim Radiu Rzeszów jest też m.in. Paweł Pasterz, od lat zajmujący się popularyzacją nauki. Współorganizuje największy piknik naukowy na Podkarpaciu, prowadzi warsztaty politechniczne dla dzieci. W 2009 r. na antenie rzeszowskiej rozgłośni ruszył z programem "Radiolatorium".
" - Raz prezes zapytał mnie w prywatnej rozmowie, czy ziemia jest płaska, bo coś sobie przeczytał i nie wiedział, jak jest naprawdę. Wytłumaczyłem mu. Do dziś nie wiem, czy mówił to na serio. Wyglądało, że tak. Jakiś czas później Pasterz brał gościnny udział w innym programie w Radiu Rzeszów. W pewnym momencie do studia zadzwonił słuchacz. — Zobaczyłem, że koleżanka wydawca za szybą jest wystraszona. Telefon przejął prowadzący i też wymiękł. Puścili na żywo słuchacza, zaczyna mówić, a ja sobie myślę, że przecież znam ten głos. Moje wrażenie plus reakcja otoczenia i jest odpowiedź: pan prezes osobiście. Tyle że w roli słuchacza. Mówi, że wszystko fajnie, pan Paweł bardzo ciekawie opowiada, tylko źle wymawia słowo "dżdżownica". I tutaj walnął cały wykład o poprawnej wymowie. Wszyscy zdębieli. Podobno takich numerów z dzwonieniem na antenę było więcej." - czytamy w Onecie. W 2017 r. Pasterz stracił swój program.
Grażyna Bochenek ikoną walki o bezstronność mediów
6 września 2018 r. w czasie prowadzonego na żywo programu "Kalejdoskop" do radia zadzwonił jeden ze słuchaczy. - Mamy najwyżej pełniącego obowiązki prezydenta. Prezydent powinien być mężem stanu, posiadać własną wolę i własne inicjatywy. W tym momencie mamy figuranta - powiedział na antenie o Andrzeju Dudzie. Tejkowski natychmiast odsunął dziennikarkę od prowadzenia programów na żywo i udzielił jej nagany na piśmie.
Prezes radia nie poprzestał na tym. Złożył doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przez Bochenek przestępstwa znieważenia głowy państwa. Sprawa została umorzona w grudniu 2018 roku.
W tym samym czasie Bochenek złożyła w sądzie pozew w związku z doświadczanym mobbingiem i dyskryminacją. Zaznaczała, że od kilku miesięcy jej praca "była zderzaniem się z ciągłymi zakazami, ograniczeniami i uciążliwościami". Tejkowski zwolnił ją dyscyplinarnie w lipcu 2019 roku, pod pretekstem tego, że w czasie zwolnienia lekarskiego pojawiała się w pracy. Dziennikarka nie dała za wygraną. Raz za razem wygrywała kolejne procesy z radiem. Najpierw sąd uchylił nałożoną na nią naganę. Później nakazał przywrócenie jej do pracy. Wreszcie w marcu 2022 roku zapadł prawomocny wyrok potwierdzający mobbing i dyskryminację.
Sąd nakazał prezesowi radia zapłacenie 10 tys. zł zadośćuczynienia i publikację przeprosin w rzeszowskiej "Gazecie Wyborczej" oraz na portalach nowiny24.pl i wirtualnemedia.pl. Jak wynika z ustaleń Onetu, Tejkowski wniósł od tego orzeczenia kasację. Jest ona teraz rozpatrywana przez Sąd Najwyższy. Grażyna Bochenek krótko po sądowym przywróceniu jej do pracy sama złożyła wypowiedzenie. - Wyrok ten pokazuje, że nikt nie może być bezkarny za mobbing i dyskryminację, nawet jeśli jest to prezes mediów publicznych - mówił Marcin Wujczyk, radca prawny reprezentujący Bochenek w procesie.
We wtorek rano przed siedzibą Polskiego Radia Rzeszów swoją konferencję prasową zwołał Adam Dziedzic, szef podkarpackiego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Sam kilka dni temu musiał zmierzyć się ze stronniczością mediów publicznych. Adam Dziedzic wziął udział w debacie organizowanej przez TVP w Stalowej Woli. W ramach programu "Polska Mówi" rozmawiano o prywatyzacji majątku państwowego. Trudno nie odnieść wrażenia, że program, prowadzony przez Miłosza Kłeczka, słynnego reportera sejmowego TVP Info, był tak skonstruowany, aby przekazać widzom, że rządy PO-PSL były winne sprzedaży państwowych spółek Skarbu Państwa.
Napisz komentarz
Komentarze