"Problematyczne" Podkarpacie
Po przegranych przez opozycję wyborach prezydenckich w 2020 r. wydawało się, że doczekała się ona w końcu lidera z prawdziwego zdarzenia. Rafał Trzaskowski zdawał się być bowiem odpowiedzią na wszystkie jej problemy. Wciąż młody, wykształcony, z bogatym doświadczeniem... Praktycznie cały kraj zastanawiał się wówczas: "Co teraz zrobi Trzaskowski?"
I choć ostatecznie został on przyćmiony przez powracającego Donalda Tuska, to jednak, jako prezydent Warszawy, wciąż jest on jedną z ważniejszych osób naszej krajowej polityki. Właśnie, słowo klucz: krajowej. Bo w tym całym zachwycie wielu zapomina o najważniejszym - zastanowieniu się, czy jemu samemu ta rola odpowiada.
Jako lidera partii z pewnością tak (ta rola wydaje mu się być zresztą niemalże pisana). Ale czy jako ikonę polskiego ruchu samorządowego? Wyobraźcie to sobie Państwo. Jednego dnia reprezentujecie ojczyznę w Brukseli czy kierujecie ministerstwem, a drugiego objeżdżacie Podkarpacie z poparciem 29,08% (wynik Rafała Trzaskowskiego w naszym regionie w II turze wyborów prezydenckich - dop. K. P.)
Bynajmniej nie sugeruję tutaj, że prezydent Trzaskowski odwiedza nas "za karę" czy też, że za nami nie przepada. Skądże znowu!
Chodzi tu bardziej o aktualne nastawienie mentalne zarówno jego, jak i całych struktur PO. Bo niestety czy stety, ale to odegrało rolę dominującą podczas tej wizyty.
6 min 53 s
Uczestnicząc w konferencjach prasowych, wyrobiłem sobie bardzo dziwny nawyk. Za każdym razem włączam stoper i mierzę czas.
Nie inaczej było w piątkowy poranek, kiedy to stawiłem się w sali konferencyjnej biura podkarpackiej PO. Nie jest to jakaś przesadnie duża sala, więc naturalnym było, że wydarzenie nie będzie tak medialne jak np. wizyta prezydenta Warszawy podczas kampanii Konrada Fijołka.
Jednakże to nie "medialność" zastanawiała mnie wtedy najbardziej. Punktualnie o 9:00 do sali, w towarzystwie regionalnych działaczy PO, wszedł do sali człowiek bez energii, może wręcz z grymasem na twarzy. Unikał kontaktu wzrokowego - odnosiło się wręcz wrażenie, że ten gość naprawdę nie chce tu być. Tak, to był Rafał Trzaskowski.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że grafik wizyty zapewne był napięty, że liczy się merytoryka, a nie fałszywe uśmiechy... Tylko że nawet tego brakowało. Wszystko gdzieś już słyszeliśmy, a motyw ważnej roli samorządów przewijał się nawet we wspomnianej wcześniej kampanii prezydenta Fijołka. Odniosłem wręcz wrażenie, że cały potencjał Rafała Trzaskowskiego sprowadzany jest obecnie do jednego wzoru:
-Samorządy są niezwykle ważne i pomogą w odsunięciu PiS od władzy. [TU WSTAWIĆ NAZWISKO SAMORZĄDOWCA/KANDYDATA] wielokrotnie udowodnił i udowadnia, że może w tym pomóc.
Tym razem w wypowiedzi wybrzmiało nazwisko burmistrza Sieniawy, Adama Wosia, który zdecydował się przystąpić do PO. Moment ten sam w sobie mógł być ciekawy i, jak mówił szef struktur partii w regionie, Zdzisław Gawlik, mógłby on być bodźcem do przyciągania kolejnych nowych działaczy. Czy jednak jest to możliwe w obecnych okolicznościach? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, bo przyznam się szczerze, nie wiem.
Po zakończeniu konferencji, zatrzymałem stoper - 6 min 53 s. Tempo niemalże ekspresowe, konkretów niemalże tyle co nic. W zasadzie konferencja ta nie była specjalnie potrzebna w świetle zbliżającej się wizyty prezydenta Trzaskowskiego na Uniwersytecie Rzeszowskim.
PO oddaje Podkarpacie?
Nie sposób nie zauważyć, że dobór miejsc odwiedzanych przez Rafała Trzaskowskiego był raczej zachowawczy. W czwartek spotkanie z Konradem Fijołkiem, później siedziba PO, Uniwersytet...
Czy największa partia opozycyjna boi się mieszkańców Rzeszowa? Czy kilkuminutowy spacer deptakiem i zbliżenie się do wyborców z Podkarpacia są takie ryzykowne? Grafikowi prezydenta raczej by to nie zaszkodziło. Za to mógłby on pokazać, że opozycja nie zamyka się na konkretne regiony i nie boi się rozmawiać z obywatelami nawet na najtrudniejszym dla niej terenie.
Stolica Podkarpacia, która na jego tle jest dość liberalna, wydaje się być do tego idealnym miejscem. Zaryzykuję nawet opinię, że sama konferencja nie musiała się odbywać za czterema ścianami biura partii, ale np. na Rynku. Pogoda wówczas dopisywała. Nawet gdyby spotkanie z dziennikarzami czy mieszkańcami zakłócił jakiś prowokator, to prezydent Warszawy pokazał wielokrotnie, że potrafi sobie z nimi radzić w sposób spokojny.
Owszem, swoistym spotkaniem z mieszkańcami była wizyta Rafała Trzaskowskiego na Uniwersytecie, jednakże było to spotkanie z konkretną grupą osób - młodymi ludźmi i o określonej tematyce - samorządach.
Tych pierwszych uznać można niejako za jego grupę docelową, która w dużej części zapewne na niego głosowała. Z kolei sam temat nie wydawał się być szczególnie oryginalny - o rolę samorządowców, wspieranie uchodźców czy nawet ewentualną wspólną listę w wyborach parlamentarnych był on pytany już wielokrotnie.
Czemu więc tak naprawdę miała służyć ta wizyta? W moim odczuciu chodziło po prostu o "podniesienie na duchu" własnego elektoratu, pokazanie elektoratowi, że na półtora roku przed wyborami partia wciąż o nich pamięta.
Jednocześnie jednak jest to wycofanie się z walki o nowych wyborców. Możliwe, że w warszawskiej siedzibie PO Podkarpacie wciąż jawi się jako region, dziwny, niezrozumiały, który z jakiegoś powodu jest jej wrogi. W związku z tym uznano po prostu, że kto ma zagłosować na partię Tuska, to po prostu na nią zagłosuje. Żaden Mesjasz, który spróbuje porwać za sobą mieszkańców Podkarpacia, nie jest tu w tym momencie potrzebny.
A o resztę niech biją się Hołownia, Lewica czy PSL - w końcu, dla dobra całej opozycji, oni też muszą przekroczyć próg. Czy mniejsze ugrupowania z tej szansy skorzystają? Czas pokaże.
Napisz komentarz
Komentarze