Jak poinformował w poniedziałek Tomasz Warchoł, rzecznik KSW nr 2 w Rzeszowie, dziewczynka podejmuje czynności życiowe, reaguje na bodźce zewnętrzne.
– Nadia jest w stabilnym stanie i powoli odzyskuje siły – mówi Warchoł. – Rokowania lekarzy są dobre. Są zadowoleni z postępów, jakie poczyniła Nadia. Dziewczynka jest coraz bardziej aktywna i reaguje na otoczenie - dodał.
4-miesięczna dziewczynka trafiła do rzeszowskiego szpitala w czwartek 19 października. To wtedy lekarze dostrzegli na jej ciele liczne siniaki i niezaleczone zadrapania. Nadia miała także zagipsowane obie nóżki i rączkę oraz krwiak przymózgowy. Przeszła operację. Powołany przez prokuraturę biegły lekarz stwierdził, że poza świeżymi urazami są też takie obrażenia głowy czy stare złamania, które mogą świadczyć o syndromie dziecka maltretowanego czy potrząsanego.
Na polecenie prokuratury, policjanci zatrzymali rodziców dziewczynki: 20-letnią Magdalenę K. i 24-letniego Artura K. Oboje zostali aresztowani na trzy miesiące. Para nie była małżeństwem, ale od prawie dwóch lat mieszkali razem.
Za znęcanie się nad Nadią grozi im do 8 lat więzienia. Matka częściowo przyznała się do winy, ojciec utrzymuje, że nie ma nic wspólnego z katowaniem córeczki. Na chwilę przed dramatem dziewczynki, w rodzinie założona została Niebieska Karta. - Kobieta kilka dni przed interwencją, kiedy dziecko trafiło do szpitala, zgłosiła przemoc, jaką jej partner miał stosować wobec niej. Dopytywana kilkukrotnie o to, czy przemoc stosuje także wobec dziecka, kategorycznie zaprzeczyła - powiedział asp. Daniel Lelko, rzecznik jasielskiej policji.
Kobieta twierdzi też, że jej partner także nad nią się znęcał. Gdy policjanci i pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnowcu pytali 20-latkę, czy Nadia była ofiarą przemocy domowej, to wszystkiemu kategorycznie zaprzeczała.
Mówiła, że dziewczynka upadła na łóżko...
- Byłam świadkiem awantury, wyzwisk. Magda chciała jechać ze mną, ale Artur jej zabronił. Powiedział, że może iść, ale dziecko ma zostać. W przeciwnym razie potnie i ją, i dziecko – mówiła jedna z kobiet w reportażu "Uwaga! TVN" w niedzielny wieczór. Po tej sytuacji matka Nadii w asyście policji wyprowadziła się od swojego partnera i zamieszkała ze swoimi rodzicami, którzy pierwszy raz od urodzenia, zobaczyli swoją wnuczkę. Wcześniej miał na to nie pozwalać Artur.
- Odkąd się do niego przeprowadziła, Magda zmieniła się całkowicie. Była nerwowa, zastraszona. Miała wybuchy agresji, niekontrolowanej złości. Zapisałam ją nawet do psychiatry, ale nie dotarła tam. Nie pozwolił jej – opowiada babcia Nadii w dokumencie "Uwagi!".
Nadia mieszkała ze swoimi dziadkami zaledwie tydzień.
- Pytałam Magdę, czemu Nadia ma czerwoną nóżkę. Córka była bardzo zdenerwowana, czegoś się bała. Widać było, że coś wie. Bratowa poszła do niej i pytała, co się dziecku stało. To jej przyznała się, że dziecko wypadło jej przy wyciąganiu z wózka na łóżko. Potem dodała, że osunęła się z łóżka na podłogę – przywołuje matka zatrzymanej. Artur to był ideał dla niej. Mówiła, że wszyscy się go boją, nikt mu nie podskoczy – wspomina matka kobiety podczas rozmowy z dziennikarzami TVN.
Problemy w związku zaczęły się dość szybko. Magda często uciekała do rodziców, twierdząc, że Artur ją bije. Ostatecznie wyprowadziła się do nich na tydzień przed tragedią. Poszła również na policję.
- Mogę potwierdzić, że złożyła zawiadomienie o przestępstwie znęcania się nad nią. Nie było słowa, że partner ma znęcać się nad 4-miesięczną dziewczynką. Pytana o to wprost, kobieta zaprzeczyła – powiedziała "Uwadze! TVN" Katarzyna Skrudlik-Rączka z Prokuratury Rejonowej w Jaśle.
- To dla mnie koszmar. W najgorszych snach nie przypuszczałam, że dojdzie w moim domu do czegoś takiego. Córka tak się cieszyła tą ciążą, tak o niego dbała. Wierzę i modlę się, żeby dziecko z tego wyszło – przekazała babcia Nadii w reportażu TVN.
Napisz komentarz
Komentarze