W niedzielę w Moskwie odbyła się dwustronna rozmowa Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina. Podczas niej, dyktator Białorusi mówił: "Wagnerowcy naciskają na nas, aby zezwolić im, jechać na Zachód". - Chcemy jechać na wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa - cytował słowa grupy Prigożyna Łukaszenka. - Rzeszów im się bardzo źle się kojarzy. Jak walczyli pod Artiomowskiem (Bachmutem), widzieli, skąd dociera broń na Ukrainę. Rzeszów jest problemem - mówił dalej. Łukaszenka sugerował Putinowi, że to tylko od jego decyzji zależy, co Wagnerowcy zrobią dalej. - Ja nie chcę ich zatrzymywać, bo oni mają przez to złe samopoczucie i wiedzą, co dzieje się wokół, ale my będziemy przeciwko temu i proszę byście i wy zwrócili na to uwagę. - mówił do Putina. Czy mamy się rzeczywiście obawiać militarnego ataku m.in. na Rzeszów?
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Dr hab. Maciej Milczanowski, który uważnie obserwuje sytuację za naszymi wschodnimi granicami, militarny "najazd" na Rzeszów raczej wyklucza, ale wskazuje na psychologiczną grę Putina i Łukaszenki. - Jest to kontynuacja wojny hybrydowej. Teraz gdy trwa ostra faza wojny konwencjonalnej, działania hybrydowe mogą odnosić spotęgowany skutek, bo ich celem jest uderzanie w cywilne społeczności, generowanie poczucia zagrożenia - mówi.
Zdaniem Milczanowskiego jakikolwiek atak na Polskę, byłby jednocześnie atakiem na NATO. - Gdyby Rosja chciała wysyłać oddziały do walki w Polsce, musiałaby przygotować im logistykę, zaopatrzenie, wsparcie itd. Rosja nie rozpoczęłaby wojny z Polską - czyli z NATO - wypadem kilkuset najemników - wskazuje ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Tymczasem, jak przekazuje ukraińska straż graniczna, na Białorusi przebywa obecnie około pięciu tysięcy najemników z rosyjskiej Grupy Wagnera, której właścicielem jest Jewgienij Prigożyn. Formalnie formacja nie wchodzi w skład armii rosyjskiej, ale do niedawna była bardzo dobrze finansowana i umacniania militarnie przez Kreml.
Napisz komentarz
Komentarze