- Gdy miałam zostać mamą, wyobrażałam sobie, że dzień porodu będzie najszczęśliwszym dniem mojego życia- mówi Bernadetta Cyran- Śliz, mama chłopca.
Robiłam sumiennie wszystkie wskazane badania, dobrze się odżywiałam i starałam się dostarczyć mojemu maluszkowi wszystkiego, czego potrzebował. Kacperek był bardzo wyczekiwanym dzieckiem, więc lekarza wybrałam z polecenia. Wszystko, co mnie niepokoiło zgłaszałam słysząc, że mam się nie przejmować, bo kobiety w ciąży czasem tak przesadzają, a z dzieckiem jest wszystko dobrze.
Niestety, po jednym z badań i kolejnym zapewnieniu, że nic się nie dzieje, na drugi dzień trafiłam z krwotokiem do szpitala. Lekarze byli przerażeni sytuacją. Wtedy zrozumiałam, że nic nie jest dobrze... I zaczęła się walka o życie moje i dziecka.
Kacperek urodził się w 26- tym tygodniu ciąży w stanie zamartwicy, z wylewem obupólkulowym, niedotlenieniem. Przeszedł śmierć kliniczną. Po porodzie dostał 1 pkt. Apgar. Później było czekanie na OIOM- ie i szacowanie szans na przeżycie.
Byłam jedyną mamą, która nie miała wyznaczonego czasu odwiedzin, po to bym zdążyła pożegnać się z dzieckiem. Został ochrzczony przez pielęgniarkę, bo nikt nie wierzył, że to może się udać. Jego szanse na przeżycie określali na 1 proc. i mówili, że to będzie cud...
Tak mijały tygodnie, miesiące. Kacper nie odpuszczał, bardzo chciał żyć. Mówili mi, że jeszcze nie widzieli dziecka, które by tak walczyło o życie.
Przez ten czas przeszedł dwie operacje, w tym operację na serce, niezliczone transfuzje krwi i kilka zabiegów.
Wyszedł do domu po trzech miesiącach walki o życie. Opuszczając szpital, lekarka powiedziała, żeby się nie nastawiać na wiele, bo po tym co przeszedł będzie, jak warzywo...
Ja mogłam pożegnać się z planami na prace po studiach. Tata Kacpra pracował i nas utrzymywał. W pewnym momencie jednak stwierdził, że nie takiego życia chciał i zostaliśmy sami z dnia na dzień.
Wtedy obiecałam Kacperkowi, że dam mu tyle ile zdołam, pokażę tyle, ile zdążę, a szczęście stworzymy sobie własne, na swój sposób.
I tak mijały kolejne lata pełne wzlotów i upadków w walce o sprawność, aż trafiliśmy do Instytutu Paley’a w Warszawie. Tam powiedzieli, że postawią go na nogi, ale konieczna jest operacja!
Operacja to koszt 260 tysięcy i obejmuje pierwszą pionizację po miesiącu i rehabilitację. W sumie mamy tam spędzić trzy miesiące. Sama nie zbiorę takiej sumy, dlatego proszę Państwa o pomoc.
Nasza zbiórka jest widoczna na portalu www.siepomaga.pl/kapcer-sliz wpisując w wyszukiwarce Kacper Śliz.
Napisz komentarz
Komentarze