"Bóg nie może być wszędzie, dlatego wynalazł matkę" - pisał kiedyś w jednej ze swoich powieści angielski poeta Matthew Arnold. Tym razem to Bóg musi zastąpić matkę, córkę, siostrę, ciotkę czy kuzynkę Joanny ze Strzyżowa. Kobieta zmarła dwa tygodnie temu podczas akcji ratunkowej swojego syna. Do tego dramatu doszło w niedzielę (25.06.) po południu na wschodnim wybrzeżu miasta Cork w południowej części Irlandii. 34-latka rzuciła się do wody, aby pomóc swojemu 10-letniemu synowi, który zaczął się topić. Niestety wkrótce ona sama miała trudności z utrzymaniem się nad powierzchnią zbiornika. Świadkowie rozgrywającego się dramatu natychmiast wezwali służby ratunkowe. Więcej pisaliśmy o tym w artykule: Nie żyje 34-latka z Podkarpacia, która utonęła, ratując swojego syna
GRÓB JOANNY OTULA MORZE KWIATÓW. ZOBACZ ZDJĘCIA:
"Nie pytajcie mnie, jak wyglądała moja matka: czy można opisać słońce? Z mamy promieniowało ciepło, siła, radość. Bardziej pamiętam te odczucia niż rysy jej twarzy. Przy niej śmiałem się i nic złego nie mogło mi się przytrafić" - pisał francuski powieściopisarz Éric-Emmanuel Schmitt. Tak też Joannę zapamiętają rodzina, przyjaciele, koledzy z podwórka.
Aby sprowadzić ciało zmarłej kobiety do jej rodzinnego miasta, jej przyjaciółka założyła zbiórkę funduszy na wsparcie rodziny zmarłej. Dzięki temu zebrano ponad 34 tys. dolarów. Pieniądze, które zostaną po opłaceniu kosztów transportu ciała i kosztów pogrzebu, trafią do najbliższych Joanny.
Kobieta osierociła dwoje dzieci. Spoczęła w niedzielę (9.07.) na cmentarzu św. Michała w Strzyżowie.
Napisz komentarz
Komentarze