Razem, czy dalej każdy sobie?
Miasto Przemyśl realizuje projekt Razem Zmieniamy Przemyśl (RZP) z pilotażowego Programu Rozwoju Lokalnego (PRL) finansowanego z Funduszy Norweskich. Ma na celu m.in. wzmocnienie spójności społecznej mieszkańców miasta przez opracowanie i wdrożenie strategii partycypacji społecznej. To zdaniem ekspertów doradzających Miastu, jedna z ważniejszych, jeżeli nie najważniejsza pożądana w mieście zmiana, od której zależy powodzenie i sukces całego programu i projektu.
Tymczasem stanowisko Miasta zaprezentowane przez Beatę Bielecką, koordynatora programu, jako polemikę do mojego felietonu "Car Mikołaj II idy na ch…" polemiką nie jest tylko stanowiskiem Urzędu i kompletnie nie dotyczy treści felietonu, który redakcja Rzeszów 112.pl opublikowała.
Polemika Urzędu Miasta Przemyśla w sprawie "Festiwalu Łączy nas Historia"
Fakt ten i zjawiska oraz fakty obserwowane w przyjętym sposobie komunikowania się Magistratu z mieszkańcami, wydaje się zdradzać prawdziwe intencje władz, albo brak wiedzy nt. realizowanego projektu lub brak woli do jego skutecznego zakończenia.
Dopiero krytyka prasowa lub pytania dziennikarskie uruchamiają urzędników do aktywności informacyjnej. Patrz wspomniane stanowisko, w którym zarzuca mi "wprowadzanie w błąd", bo przecież nie kłamstwo, które należy wskazać, a przed ewentualnym sądem udowodnić. Błędów zresztą też mi w moim tekście nie wykazano. Jest za to obszerna informacja poprzedzona dyskredytującym mnie wstępem:
I dalej poznacie Państwo wszystko to, co powinno znaleźć się np. na stronie internetowej projektu, przedsięwzięcia lub miasta, a czego ja nie znalazłem. To co znalazłem opisałem. Ukrywanie informacji lub celowe utrzymywanie nieczytelności stron internetowych, to jedna z przyczyn niepowodzenia partycypacji społecznej w innych miastach. I o tym ten tekst będzie. Ale od początku.
Partycypacja społeczna - co to jest ?
- (…) Partycypacja opisuje taką sytuację, w której obywatel spotyka się z państwem, żeby rozmawiać i współdecydować o sprawach lokalnych. To komunikacja na zasadach partnerstwa"
(podkreślenia od redakcji).
Zatem miasto powinno zaprosić zainteresowanych, a najlepiej wszystkich mieszkańców do dialogu i udzielić im niezbędnych informacji potrzebnych do zajęcia stanowiska w prowadzonej sprawie, aby podjęli aktywność samodzielnie lub w grupie osób - stowarzyszeniu, fundacji, kole, związku towarzystw w celu rozwiązania problemów występujących wokół nich.
Przemyśl silny mieszkańcami
Miastu potrzebna jest partycypacja, żeby wykorzystać do rozwoju szanse wynikające z obecnej i drzemiącej jeszcze w mieszkańcach aktywności społecznej. W wyniku przeprowadzonej diagnozy Przemyśla, która była potrzebna do opracowania PRL fachowcy dostrzegli owe potencjały w: rosnącej z wyborów na wybory frekwencji, w wyraźnie wyższym współczynniku nasycenia liczbą organizacji pozarządowych na 1000 mieszkańców w stosunku do porównywalnych innych miast, w rosnącym z roku na rok budżecie obywatelskim i rosnącej liczbie głosujących w nim mieszkańców oraz w dużej aktywności rad osiedlowych działających na wszystkich 21 osiedlach zlokalizowanych w Przemyślu. Popularne jest działanie mieszkańców w grupach artystycznych oraz klubach i sekcjach tematycznych: teatralnych, muzycznych, wokalnych, w tym chórach folklorystycznych, ludowych zespołach pieśni i tańca, kapelach, tanecznych klubach, plastycznych i literackich kółkach oraz w Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
Niezagospodarowana wielokulturowość
Dalej autorzy piszą:
Nowa sytuacja
Tyle dokument sprzed roku. Dzisiaj do diagnozy powinno dopisać się, że w wyniku imigracji wojennej spowodowanej konfliktem rosyjsko-ukraińskim, w Przemyślu wzrosła liczba Ukraińców. Jednak ze względu na zmieniającą się ciągle dynamikę emigracyjną, Miastu trudno ocenić skalę liczby nowych mieszkańców. Przybyło sporo dzieci i młodych ludzi (potrzebnych ze względu na zaburzoną emigracją demografię) oraz kobiety w średnim i starszym wieku.
Rodzi to oprócz potencjałów problemy, które można próbować rozwiązywać właśnie drogą partycypacji społecznej, współpracując z lokalnymi związkami społecznymi oraz organizacjami humanitarnymi.
To nowa okoliczność, której Miasto i mieszkańcy się uczą, tak jak partycypacji społecznej. Nie przychodzi to łatwo.
Zespół ds. opracowania i wdrożenia strategii partycypacji społecznej
Od połowy czerwca br. ok. 15 osobowy zespół powołany przez prezydenta miasta zbiera się minimum raz w miesiącu. Tworzą go przedstawiciele różnych środowisk: zespołów i rad, zarządów osiedli, grup nieformalnych oraz organizacji pozarządowych. Ich celem jest wspólne przygotowanie tego dokumentu.
Prace zespołu mają potrwać do końca 2023 roku, co nie znaczy, że do tego czasu, w kwestii zwiększenia aktywności i partnerskiej współpracy Miasta z mieszkańcami ma być "po staremu". Już teraz magistrat powinien z woli własnej dążyć do wdrażania narzędzi partycypacji społecznej i usuwania barier, które przeszkadzają w zaangażowaniu mieszkańców do współrządzenia miastem i wykorzystania ich społecznego potencjału do jego rozwoju.
Praca zespołu będzie miała sens wtedy, kiedy władze będą już teraz korzystały z wypracowanych przez niego wniosków, a nie czekały na finalny efekt w postaci wytycznych do strategii czy gotowego dokumentu.
Zaczęło się dobrze
To właśnie z mieszkańcami Miasto przygotowało projekt Razem Zmieniamy Przemyśl na czele z prezydentem Przemyśla. Mieszkańcy zostali autorami pomysłów na rozwój. Przemyślanom obiecano również, że będą realizować wspólnie poszczególne elementy tego projektu, że będą brać udział w kolejnych konsultacjach i zmianach w programie wydarzeń i działań. Mieli być krytykami, negocjatorami, rzecznikami, podmiotami dialogu, ale też sporu i konfliktu.
Spór z niepamięci
Przykład realizowanego obecnie "Festiwalu Łączy Nas Historia" pokazał, że jest zgoła inaczej. Wiadomości o przedsięwzięciu Miasto ukrywało przed niektórymi współpracownikami PRL do ostatniej chwili, pod pozorem… "niespodzianki".
Do negocjacji programu festiwalu zaproszono "szereg podmiotów" - jak się wyraziła w polemice do mojego felietonu B. Bielecka, koordynator programu. Nie napisała, że zaproponowano i wybrano tylko "bezpieczne" organizacje.
"Niewygodne" nie zostały zaproszone, żeby łatwiej było "negocjować" jego elementy. W konsekwencji żadna organizacja lokalnych mniejszości nie realizuje ani jednej pozycji festiwalowego programu. Przypomnę, że celem festiwalu jest… integracja społeczna mieszkańców miasta.
Prawdą też jest, że w ramach projektu przygotowywane jest wydarzenie, którego pomysłodawcą był Narodniy Dim - Dom Ukraiński.
Czy w programie chodzi o to, aby każdy uczestnik życia społecznego w mieście miał "swoje wydarzenie", czy żeby były to wspólne działania integrujące rożne środowiska?
Jeżeli taki argument wysuwa koordynator tego programu, to znaczy że koordynatorem być nie powinien, bo nie rozumie jego założeń.
Kość niezgody
W programie festiwalu znalazły się punkty takie jak rekonstrukcja wjazdu do miasta cara Mikołaja II po zdobyciu Twierdzy Przemyśl w czasie I Wojny Światowej, rekonstrukcja przemarszu połączonych wojsk zaborców.
Wszystko to w 250 rocznicę I zaboru Polski.
Zaplanowano również odegranie scenki rodzajowej z domu uciech Pod Jeleniem.
Nie wszystkim mieszkańcom i nie tylko te propozycje programowe przypadły do gustu. Co gorsza, nie spodobały się tym, którzy nad projektem RZP pracowali, a których Miasto zapomniało zapytać się o zdanie układając szczegółowy program.
Argumenty przeciw były różne: od zarzutu o sławienie zaborców, o propagowanie prostytucji, po niestosowność propozycji carskiej parady w stosunku do przebywających w mieście ukraińskich uchodźców.
Krytyka nie wskazana
Miasto wykreowało więc spór, za który teraz słowami organizatorów i urzędników próbuje obwiniać lokalnych dziennikarzy. Pominiętym organizacjom pozostała krytyka za ich pośrednictwem. Ale i tego prezydent, wydaje się, chciałby im zabronić, zniechęcając do dialogu:
Robi to "nowocześnie i postępowo" na swoim profilu na facebook’u, a że ryba psuje się od głowy, niektórzy naczelnicy pozwalają sobie na określanie miejscowych dziennikarzy pismakami, a tytuły prasowe czy internetowe brukowcami.
Facebook’owa komunikacja prezydenta z mieszkańcami nie do wszystkich trafia, bo praktyką jego jest blokowanie niewygodnych recenzentów lub wspomniane wyżej obrażanie czy dyskredytowanie. Zresztą nie tylko on to robi. To znane, stosowane "technologie" przedstawicieli obecnej władzy lokalnej i niektórych naczelników wydziałów oraz radnych wspierających prezydenta.
Reglamentacja informacyjna
Fatalnie prowadzoną komunikację z mieszkańcami potwierdza kolejne wyjaśnienie Pani B. Bieleckiej, która czyni mi zarzut, "że nie zwracał(em) się mailowo do tut. Urzędu z pytaniami w sprawie Festiwalu "Łączy Nas Historia". A powinienem prosić? Czy może jako dziennikarz powinienem zostać zaproszony na konferencję prezentującą realizowany festiwal w ramach jego promocji…
Dalej Pani Bielecka wytyka mi, że
To akurat prawda. Tylko Pani Naczelnik albo koledzy z Biura Prezydenta zapomnieli, że w tym samym mailu pytałem o program trzech festiwali w tym Wincentiady [Dni Patrona Miasta Przemyśla Świętego Wincentego, organizowane od 1990 roku, przyp. red.]. Programów nie dostałem w odpowiedzi.
Niektóre znalazłem na plakatach rozwieszonych w witrynach cukierni, inny na nieopisanej stronie na facebook’u pn. Twierdza, kolejny na stronie PCKiN Zamek. Na miejskich oficjalnych stronach nie było żadnych informacji. Na stronie miasta VisitPrzemysl.pl, o strategicznym turystycznie i promocyjnie festiwalu "Łączy Nas Historia" nie ma ani słowa do dzisiaj. Jest za to tradycyjna Wincentiada, która nie wiadomo z jakich powodów odbywa się w tym samym czasie, co nowy festiwal. Czy dlatego, żeby jednym atrakcyjnym koncertem "obskoczyć" dwie imprezy?
Podobnych pytań merytorycznych, co do realizowanych festiwali mam więcej. Po zachęcie Magistratu do kontaktu mailowego, wyślę je wkrótce do tutejszego Urzędu. Będę cierpliwie czekać na odpowiedź, które Państwu zaprezentuję w kolejnych publikacjach.
Co z dialogiem?
Sam prezydent odpowiada przemyślanom, kiedy chce. Na list otwarty mieszkańców Kazanowa w sprawie głośnej imprezy samochodowo-rajdowej zamieszczony na facebook’u nie chciał odpowiedzieć, bo protestu nie skierowali oficjalnie w liście do niego. Na pytanie prasowe o program trzech festiwali odpowiedział w mailu jednym zdaniem, a na facebook’u swobodnie rozprawił się z internetowymi wybranymi zarzutami mieszkańców, co do wątpliwości jakie wzbudził. Inne pominął.
Protestujący bojąc się konsekwencji (wszak też są wykonawcami innych zadań projektu RZP) zaalarmowali miejscowych dziennikarzy o nieprawidłowościach. Interweniujących, pracownicy biura prezydenta lekceważyli (o tym było wyżej). Niektórzy naczelnicy wydziałów wprost odmawiali im dostępu do informacji, zasłaniając się koniecznością zachowania drogi służbowej, posiadaniem akredytacji czy prawem prasowym, m.in. koniecznością okazania się legitymacją prasową.
Umiejętność prowadzenia dialogu z mieszkańcami, to ewidentnie pięta achillesowa gabinetu W. Bakuna i jego urzędników. Zasięgi na facebook’u to zdecydowanie za mało. Zwłaszcza, że duże grono obserwujących jego profil pochodzi jeszcze z okresu, kiedy prezydent był posłem z Podkarpacia.
Bezprawie?
W myśl ustawy Prawo Prasowe, "dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji''. To właściwie zamyka temat, kto może uważać się za dziennikarza. Nie ma tu słowa o legitymacji prasowej.
Urzędnicy najwidoczniej nie rozumieją też terminu ,,akredytacja". Niby miasto miałoby dać dziennikarzowi akredytację do pisania o festiwalu? To już jakaś bzdura totalna. Nieprzyznanie akredytacji przez samorząd, można śmiało uznać za tłumienie wolności prasy.
Najważniejsze w tym sporze o prawie do informacji jest, to że prezydent i jego podwładni oraz współpracownicy przyjętym stylem komunikowania się z mieszkańcami na facebook’u, naruszają ewidentnie art.6 p.4 Prawa Prasowego, który mówi, że ,,nie wolno utrudniać prasie zbierania materiałów krytycznych ani w inny sposób tłumić krytyki". Nie tłumaczył bym tego procederu tym, czy strona jest oficjalna czy prywatna, bo odbiór czytającego jest taki sam.
Łaska czy wola współpracy?
Czy o to chodzi w procesie partycypacji społecznej prowadzonym w Przemyślu, aby dopraszać się u władzy obiecanego uczestnictwa w projekcie, którego jest się współautorem, aby obawiać się konsekwencji skargi do koordynatora projektu czy prasy, żeby wydzierać władzy informacje, która powinna z wyprzedzeniem rozpoznawać potrzeby mieszkańców w tym zakresie i uprzedzić ewentualne pytania i wątpliwości.
Zdaniem przedstawicieli MFiFR oraz FN, o sukcesach i porażkach podejścia partycypacyjnego decydują, ponad to, także takie aspekty jakościowe jak: motywacja i konsekwencja. Pierwsza po ponownym nieotrzymaniu absolutorium przez W. Bakuna mocno opadła wraz ze stwierdzeniem, że "wypada z lokomotywy", drugiej brakuje prezydentowi, co powyżej opisałem. Złośliwi nawet twierdzą, że konsekwencji nie brakuje mu tylko w zrażaniu do siebie nawet dotychczasowych zwolenników.
Kuriozalnie w świetle wprowadzanej partycypacji społecznej brzmi tłumaczenie B. Bieleckiej, że "wybranie koordynatorem tzw. "społecznika" "wiązałoby się z zagrożeniem niewłaściwej realizacji zaplanowanych działań, bo oczywistym jest, że muszą to być osoby zatrudnione, ze znajomością wytycznych i przepisów prawa niezbędnych do prawidłowej realizacji projektu. Żaden samorząd tego nie praktykuje", zamyka sprawę Pani naczelnik.
To, że inni nie praktykują, to nie znaczy, że Przemyśl nie mógł być pierwszy. Program PRL ma charakter pilotażowy, zatem można eksperymentować.
Jest jeszcze jedno "ale". Ja pisałem o niepowołaniu przez prezydenta Komitetu ds. Wdrażania, Monitoringu i Ewaluacji, mający zapewnić udział społeczeństwa w procesach decyzyjnych i kontrolnych prowadzonego programu. Według ekspertów, z którymi konsultowałem niniejszy tekst, nie ma znaczenia wartość projektu i ilość zadań do zrealizowania. Albo ma się wolę współpracy albo nie. Reszta to zasłanianie niechęci paragrafami, umowami, uwarunkowaniami…
Tokenizm
Tak określa się stan partycypacji społecznej w mieście, w którym sam proces traktuje się jak terapię, mieszkańców tylko informuje się, manipuluje się nimi, uspokaja swoją odpowiedzialność za jej wprowadzanie przez prowadzenie ograniczonych konsultacji.
Do uspołecznienia władzy w Przemyślu jeszcze droga daleka. Do szczęśliwej mety prowadzi tylko prawdziwe, nieudawane partnerstwo Miasta z mieszkańcami, delegowanie zadań i kontrola obywatelska oraz transparentność władzy.
W świetle powyższych faktów, zadajmy sobie pytanie, czy mamy dzisiaj w Przemyślu do czynienia z wdrażaniem partycypacji społecznej, czy z partykularnym wykorzystywaniem niewiedzy mieszkańców w zakresie narzędzi partycypacyjnych oraz pieniędzy z Funduszy Norweskich przez obecne władze miasta?
Mariusz Piotr Sidor
Dziennikarz jest jednocześnie członkiem miejskiego (społecznego) zespołu ds. opracowania i wdrożenia strategii partycypacji społecznej w Przemyślu.
[AKTUALIZACJA]
Na dzisiejszym spotkaniu z cyku Tour de Konstytucja, poprosiłem pana prof. Adama Bodnara o komentarz do procesu partycypacji społecznej w Przemyślu.
- prof. Adam Bodnar, były Rzecznik Praw Obywatelskich
Napisz komentarz
Komentarze