Można wręcz rzec, że gdyby legendarny Stanley Kubrick wciąż żył, to w poszukiwaniu inspiracji nieustannie zapuszczałby się w okolice sanockiego Ratusza. Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Sanoka, na sali pojawili się nie tylko radni i urzędnicy, ale także pracownicy miejskich spółek oraz mieszkańcy, zaniepokojeni przyszłością miasta.
Zobacz też:
Budżet pod lupą
Tradycyjnie już kluczowym elementem obrad były kwestie finansowe. Sanok, z powodu kłopotów z zadłużeniem, musi w tej chwili liczyć każdą złotówkę. Z tego względu na stół trafiła propozycja poprawek do budżetu na najbliższy rok. Radny Robert Płaziak zaproponował cięcia w wydatkach, które, docelowo, mają zmniejszyć deficyt miasta o ok. 10 milionów zł.
Choć burmistrz Tomasz Matuszewski oraz skarbnik miasta alarmowali, że zmiany są niezgodne z prawem i mogą sparaliżować działalność urzędu oraz instytucji miejskich, poprawki zostały przyjęte większością głosów.
To ryzyko, które może nas wiele kosztować
– przestrzegał burmistrz Matuszewski, zapowiadając skierowanie sprawy do Wojewody Podkarpackiego oraz Regionalnej Izby Obrachunkowej.
Władze miasta nie kryły obaw, że uchwała w obecnym kształcie zmusi Ratusz do masowych zwolnień pracowników i ograniczenia podstawowych usług dla mieszkańców.
Przewodniczący Rady Miasta i jeden z głównych rywali burmistrza Matuszewskiego, Sławomir Miklicz stwierdził po obradach, że to może być dość ciekawy casus.
Nie miałem wcześniej z taką sytuacją do czynienia, ciekawy jestem, jak przywołane organy ocenią tę sytuację, czy zatwierdzą tę uchwałę, czy też ją unieważnią
- napisał w mediach społecznościowych.
Zobacz też:
Jednocześnie jednak podkreślił, że podobne decyzje, choć trudne, są nieuniknione w obecnej sytuacji ekonomicznej Sanoka.
My musimy podejmować działania takie, które będą zmierzały do zatrzymania tego zadłużenia miasta oraz które będą powodować, że przyszłość miasta będzie się rysować w sposób stabilny, stabilny finansowo
- podkreślał Miklicz.
Podział z powodu... łączenia
Drugim gorącym punktem obrad było głosowanie nad uchwałą intencyjną dotyczącą połączenia dwóch kluczowych spółek komunalnych: SPGK (Sanockiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej) i SPGM (Sanockiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej).
Miklicz, tłumaczył, że uchwała nie przesądza jeszcze o faktycznym połączeniu spółek, a jedynie otwiera drogę do szczegółowych analiz i konsultacji.
Chcemy wiedzieć, czy połączenie będzie korzystne dla miasta i mieszkańców
– argumentował Miklicz.
Co zrozumiałe, również i ta decyzja została oprotestowana przez burmistrza Matuszewskiego, który mówił, że podobne działania nie zostały podparte jakimikolwiek właściwymi analizami.
Nie jesteśmy zbytnio przygotowani, nie mamy analiz finansowych, nie mamy pełnej dokumentacji ekonomicznej, która mogłaby stwierdzić, że ten proces będzie nam przychylny, będzie wpływał na oszczędności
- mówił.
Tak naprawdę jednak to nie przepychanki polityków były symbolem kontrowersji wokół tego rozwiązania. Dla wielu bowiem pracowników spółek, którzy byli wówczas obecni na sali, samo rozpoczęcie takich działań budziło niepokój o utratę miejsc pracy i zmianę warunków zatrudnienia. Ich protesty były głośne i emocjonalne. I to do tego stopnia, że przewodniczący Miklicz porównał atmosferę obrad do gwaru na krakowskim Rynku.
W pewnym momencie emocje tak bardzo wymknęły się spod kontroli, że jeden z mieszkańców musiał zostać wyprowadzony przez funkcjonariuszy policji. Obrady były zresztą wielokrotnie przerywane przez okrzyki i wystąpienia z sali.
Straż Miejska oraz policja monitorowały sytuację aż do końca sesji, aby nie dopuścić do eskalacji konfliktu. Ostatecznie uchwała intencyjna również została przyjęta przez opozycyjną wobec Ratusza większość w sanockiej Radzie Miasta.
Napisz komentarz
Komentarze