Niepokojącą historię opisuje TVN24. W Wojewódzkim Szpitalu Podkarpackim im. Jana Pawła II w Krośnie doszło do nietypowej i kontrowersyjnej sytuacji. Rodzina pana Jana, pacjenta hospitalizowanego od dwóch tygodni, została zmuszona do przewiezienia próbki krwi na badania do Rzeszowa, oddalonego o prawie 60 kilometrów. Szpital, mimo wcześniejszej deklaracji pobrania próbki, nie był w stanie zapewnić transportu medycznego, co wywołało zrozumiałe zaniepokojenie i oburzenie wśród bliskich pacjenta.
Niecodzienna prośba szpitala
Pan Jan, hospitalizowany w krośnieńskim szpitalu, wymagał szczegółowych badań krwi, których nie można było przeprowadzić na miejscu. Z tego powodu konieczne było przetransportowanie próbki do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie. Choć taki transport powinien być standardowym elementem obsługi medycznej, szpital od początku informował rodzinę, że może mieć trudności z zapewnieniem transportu próbki. W efekcie ordynator zaproponował, by bliscy pacjenta sami dostarczyli krew na badania - informuje TVN24.
Czas był kluczowym czynnikiem, ponieważ próbka musiała zostać dostarczona do Rzeszowa w ciągu dwóch godzin od jej pobrania. Rodzina pacjenta, zdeterminowana, aby przyspieszyć diagnozę, zdecydowała się na samodzielny transport, choć sytuacja ta była daleka od standardowych procedur medycznych.
Wyścig z czasem
Próbkę krwi ostatecznie przewiózł kuzyn pani Kariny, wnuczki pana Jana. Mimo że trasa między szpitalem w Krośnie a RCKiK w Rzeszowie liczy niespełna 60 kilometrów, mogło to być wyzwanie, szczególnie w przypadku wzmożonego ruchu. W tym przypadku każda minuta była na wagę złota, gdyż opóźnienie mogło skutkować utylizacją próbki i opóźnieniem diagnozy.
Rodzina starała się zapewnić odpowiednie warunki transportu, zabierając ze sobą lodówkę turystyczną, by próbka była przechowywana w odpowiedniej temperaturze. Na szczęście krew dotarła do Rzeszowa na czas, jednak pytanie pozostaje: co by się stało, gdyby próba zakończyła się niepowodzeniem?
Sytuacja ta wywołała falę oburzenia, zwłaszcza w kontekście odpowiedzialności szpitala za transport materiału biologicznego. Dyrektorka Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie, Ewa Zawilińska, wyraziła zdziwienie takim obrotem sprawy, zaznaczając, że szpital w Krośnie ma podpisaną umowę z RCKiK, która szczegółowo określa zasady transportu próbek. Zgodnie z umową to szpital ponosi odpowiedzialność za dostarczenie materiału biologicznego.
Doszło do naruszenia procedur
Dyrektor szpitala w Krośnie, Leszek Kwaśniewski, w odpowiedzi na pytania TVN24, potwierdził, że doszło do naruszenia procedur, co tłumaczył nadzwyczajną sytuacją. Lekarz, który zlecił transport, został pouczony, by w przyszłości ściśle przestrzegać obowiązujących standardów, nawet w sytuacjach nadzwyczajnych.
Choć ostatecznie próbka dotarła na czas, a pacjent został zdiagnozowany, sprawa ta rodzi wiele pytań dotyczących organizacji i odpowiedzialności w opiece zdrowotnej. Co by się stało, gdyby rodzina nie miała możliwości przewiezienia próbki? Dlaczego szpital nie był w stanie zapewnić transportu w tak ważnej sytuacji? I wreszcie, jak wiele podobnych przypadków może zdarzyć się w przyszłości?
Sytuacja ta podkreśla znaczenie odpowiedzialności i rzetelności w realizacji usług medycznych, zwłaszcza w tak kluczowych momentach jak diagnostyka pacjentów. Przypadek pana Jana pokazuje, że w systemie ochrony zdrowia wciąż istnieją luki, które mogą mieć realny wpływ na zdrowie i życie pacjentów.
Napisz komentarz
Komentarze