W najnowszej prapremierze Dziurdziowie. Zapomniana opowieść Aneta korzysta ze znakomitego tworzywa literackiego, choć rzeczywiście ta niedługa powieść Dziurdziowie Elizy Orzeszkowej sprzed prawie półtora wieku nie zaistniała dotąd ani w scenicznym, ani filmowym przekazie, jakby zapomniana właśnie. A wydobyta w Teatrze Przedmieście jest w swej esencji zbudowana teatralnie z najistotniejszych wątków akcji i dialogów powieściowych, podbudowana symboliczną adekwatnie scenografią Macieja Szukały. A zarazem na scenie w jego trafnym aktorskim przekazie ówże Piotr Dziurdzia jest wyrazistym przewodnikiem wsi, urzędowo starostą i głową męskiej części tej zbrodniczej rodziny.
Zbiorowe sceny inscenizowanymi gestami i ruchem przywołują opisy powieściowe, a łączy wszystko wprawdzie nie kresowa, nie białoruska muzyka Suchej Doliny, ale znakomicie brzmiąca dla ucha tutejszego widza i słuchacza pobliska nam lasowiacka nuta. Smyczkowi mistrzowie Adam Dragan i Filip Kosiorowski tworzą ten nastrój graniem żywym, co zawsze poszerza walory sztuki scenicznej. A prawie finałowy moment wręcz rytualnego mordu na Pietrusi, uznanej przez prymitywną społeczność wsi za wiedźmę, która „krowom mleko odbiera”, i dobijanej kłonicami w tym pijackim szale, i w tej czarciej prawie zamieci – ilustruje właśnie groza jęczących w półmroku strun scenicznej kapeli.
Takich scen zapadających w pamięć jest wiele, by wspomnieć choćby znakomicie zagraną przez Jakuba Adamskiego postać scenicznego Stefana Dziurdzi, gdy pod nieobecność kowala przychodzi, by wymóc na jego żonie Pietrusi pożyczenie mu pieniędzy, których to pracowite małżeństwo nie ma, choć dostatnio żyje, bacząc na przedmioty w domu, stroje i inne budzące zazdrość oznaki dobrostanu. Izabela Ptak, nowa postać w zespole, w roli Pietrusi jest wybornie obsadzona, podobnie jak krzykliwa i swarliwa Rozalka grana przez Martynę Grabowską, a także odkryta w aktorskiej osobowości teatrolożka Aldona Szczygieł-Kaszuba jako Franka pragnąca miłości najmłodszego z Dziurdziów, Klemensa (w tej roli Krzysztof Adamski). Ale nieosiągalny to owoc dla ubogiej sieroty, mimo że uczucie zaiskrzyło. Szymon Dziurdzia w kreacji Miłosza Ruszały to też postać pełnokrwista w każdym momencie obecności na scenie. I oczywiście, a jakże – twórczyni widowiska sama Aneta Adamska-Szukała, bo to wedle jej scenariusza uformowanego z utworu Orzeszkowej i w jej reżyserii wszystko się dzieje w tym spektaklu. A sama występuje aktorsko w podwójnej roli – raz ociemniałej mądrej Akseny, czyli babuli Pietrusi, i w odmiennej temperamentnie, gdy pojawia się jako żona Piotra Dziurdzi.
.jpeg)
Warto zobaczyć i przeżyć tę opowieść tak widowiskową w warstwie folkloru i pomysłów inscenizacyjnych, jak i tego splotu słowiańskich zabobonów pogańskich i chrześcijańskich wierzeń, które nierzadko się przenikają. I trafnie obrazują kołtuństwo, jakim jest owo szukanie i wskazywanie „winnego” wszelkimi siłami i za wszelką cenę. Niczym to się nie różni nierzadko od rzeczywistości współczesnej nie tylko na wsi.
Taką winną wszystkiego, co złego spotyka tych ludzi, staje się owa Pietrusia, nieprzypadkowo górująca w tej zabobonnej społeczności urodą, młodością, dowcipem, uczynnością, empatią, z sercem i umysłem otwartym dla wszystkich wokół siebie. Wykształcona, niczym złoty samorodek, przez babulę Aksenę w dobieraniu ziół, kwiatów, które leczą i pomagają w innych potrzebach. Ta inność, ta odmienność budzi naturalną zawiść człowieczą. Z jakąż ulgą zatem wszyscy odetchnęli, gdy wedle pogańskich zabobonów to ona wyszła z mroku jako pierwsza na ognisko, wzniecone z osikowych drew u rozstajnych dróg, co miało znaczyć dobitnie, że jest wiedźmą. Wątpiącego Klemensa, że to przecież susza wodę zabrała, trawy wymarły i krowy dlatego przestały dawać mleko, ci pobożni współmieszkańcy zahukują dowodem, iż wszak od pradziadów wierzono, że to wina wiedźm i taką u siebie wskazać muszą.
I na nic zdało się Pietrusi modlenie, okazywanie swej pobożności i wiary czystej, prawdziwej na mszy w dzień odpustu, po której pobożna społeczność najpierw odurza się w karczmie gorzałą, a potem znajduje, dopada i gasi życie „wiedźmy”. I ta wina Piotra, Stefana, Szymona i Klemensa Dziurdziów w sądzie została dowiedziona, a zbrodnia obłożona karą na winowajców. Ale czy to zmieni mentalność ich pobratymców z Suchej Doliny, albo gdzie indziej? Czy ten lub inny parobek, gdy się zamroczy gorzałą i zaśnie na mokrym stogu siana, to z tego się nabawi choroby? Czy raczej wygodniej jest wierzyć, iż to spowodował napar z ziół zalecony wcześniej przez wiedźmę dla zdrowia i wzniecenia miłości.
I można by rzec, że wręcz symbolem tego pogańsko-chrześcijańskiego splotu jest owa scena rąbania osikowych drew przez Piotra Dziurdzię, który schyla się, przyklęka prawie niczym do modlitwy i czyni to z taką powagą, jakby ta robota była dla niego niemal święta. A to przecież osiki czarcie tnie na zwabienie wiedźmy. I można się zadumać, gdzie tu kończy się teatr, a gdzie już codzienność krzyczy?
Napisz komentarz
Komentarze